FAQ Użytkownicy Grupy Galerie Rejestracja Zaloguj
Profil Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości Szukaj

Tajemnica

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Prace Pisemne

Czy podobało Ci się opowiadanie?
Tak, bardzo!
44%
 44%  [ 4 ]
Może być...
44%
 44%  [ 4 ]
Nie, jest beznadziejne
11%
 11%  [ 1 ]
Wszystkich Głosów : 9

Autor Wiadomość
KacperW
Kolonista



Dołączył: 24 Sty 2011
Posty: 714
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław
Płeć: Will

PostWysłany: Sob 13:51, 05 Mar 2011    Temat postu: Tajemnica

Na świecie są rzeczy, o których nie śniło się filozofom…

Tajemnica

Mężczyzna w pośpiechu opuścił miasteczko, po czym udał się w stronę jeziora. Cały czas oglądając się za siebie, szybko zagłębił się w las, który o tej godzinie wyglądał naprawdę przerażająco, jednak on zwracał uwagę tylko na swój pakunek, owinięty w natłuszczone płótno. Sprawnie omijał przeszkody, przeskakując kamienie i lawirując między drzewami. Doskonale wiedział, gdzie biegnie, ale…
Runął jak długi, potknąwszy się o plecak leżący w trawie. Nieco zdziwiony podniósł go i z przerażeniem stwierdził, iż jest podarty i poplamiony krwią. Jakby tego było mało, dziury wyglądały jak ślady pazurów. Czyżby zostawił je jakiś potwór? W innej sytuacji wyśmiałby tę tezę, jednak w środku mrocznego boru wszystko wyglądało zupełnie inaczej.
Natychmiast zerwał się na równe nogi, rzucił plecak na ziemię i zaczął biec na oślep przed siebie, byle dalej od tej polany. Był jednak tak przestraszony, że zderzył się z drzewem, a jego pakunek zawirował w powietrzu i zniknął w krzakach. Mężczyzna padł na ziemię, zamroczony. Chciał wstać, ale nie był w stanie nawet zacisnąć pięści. Leżał tak przez jakiś czas, starając się nie sapać, aby niczego do siebie nie zwabić. I wtedy usłyszał kroki. Ledwo żywy ze strachu, lekko przekręcił głowę, chcąc zobaczyć, co je stawia.
To była ostatnia rzecz, jaką zrobił w życiu. Jego twarz wykrzywił grymas krańcowego zdumienia, a po chwili serce zupełnie niespodziewanie stanęło i tak zakończył żywot.

°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°

Słońce wychyliło się zza chmury, oświetlając jasnymi promieniami kuchnię, pogrążoną dotychczas w półmroku. Louis Yearson uśmiechnął się, rozkładając gazetę. Ułożył się wygodnie na krześle i pogrążył w lekturze.
- Ty to masz pomysły. Jak zwykle szukasz jakiś bzdet o duchach- Alice, jego siostra, pokręciła głową.
- Nie bzdet o duchach, ale informacji o dziwnych stworzeniach i zjawiskach- Chłopiec zamknął gazetę i wstał od stołu, mierząc siostrę gniewnym spojrzeniem.
- ,,Informacje o dziwnych stworzeniach i zjawiskach”- przedrzeźniała go – Te twoje idiotyczne naukowe teksty…- Wywróciła oczami i wyszła z kuchni. Louis stał jeszcze chwilę, sycząc złowieszczo, po czym
z powrotem usiadł na krześle i wrócił do lektury. Przewracał kartki, ledwie rzuciwszy okiem na treść: po dwóch latach praktyki potrafił odróżnić prawdziwą informację od zwykłego blefu. W tym momencie jego uwagę przykuł ciekawy tytuł: ,, Tajemnicze morderstwo w miasteczku na prowincji”. Już chciał przeczytać, kiedy spostrzegł kolejne kolejny: ,, Miejscowość Guant: drwal widział dziwne zwierzę”.
Zaciekawiony, rozpoczął tzw. ,, infiltrację artykułów”.
,, Dnia 15 lipca br. znaleziono w lesie, niedaleko miasta Guant ciało człowieka. Było bardzo zmasakrowane, więc z wielkim trudem ustalono jego tożsamość: to James McKunt, znany miejscowy jubiler. Co ciekawe, miał przy sobie niewielki prostokątny pakunek. Policja nie chce ujawnić, co stanowiło jego zawartość, lecz z nieoficjalnego źródła wiemy, że złote zegarki i bardzo cenna biżuteria.
Pomimo długiego śledztwa nie ustalono, kto mógłby zabić rzemieślnika ani kto byłby w stanie rozerwać ciało dwumetrowego mężczyzny, uprzednio zagoniwszy go do środka lasu. Jednak, wbrew pozorom, nie dlatego zginął. Policyjni specjaliści ustalili, że przyczyną śmierci był… zawał serca. Prawdopodobnie jego zabójcą był ktoś, kto go śmiertelnie wystraszył.”
Chłopiec aż na chwilę stracił dech w piersiach: w miasteczku, oddalonym od niego o godzinę drogi, dzieją się takie rzeczy! I do tego jakieś dziwne stworzenie… Louis natychmiast to postanowił: wraz
z dwójką kolegów musi się tam udać. I to jak najszybciej!
Przeczytał drugi artykuł, ale już po pierwszym zdaniu rozpoznał, że to zwykły blef, pic na wodę. Nieco zawiedzony, poszedł do salonu porozmawiać z rodzicami o wyjeździe. Oczywiście, nie miał najmniejszego zamiaru powiedzieć im o prawdziwym celu wyprawy.
- Mamo, mogę pojechać na tydzień do Guant?- spytał, robiąc niewinną minę. Alice popatrzyła na niego jak na kretyna i syknęła pod nosem coś w stylu:,, Wariat”. Wstała z sofy, wyszła z pokoju i westchnęła, jakim to jej brat jest głupim naukowym dywersantem. Louis zrobił ręką bardzo wymowny ruch i krzyknął za nią, że jest idiotką i nie wie nawet, co to znaczy. Pani Yearson patrzyła na niego otępiałym wzrokiem, pokręciła głową i poprosiła, żeby powtórzył.
- Czy mo… mógłbym pojechać na tydzień do Guant? Z Nickiem i z Christopherem?- powtórzył, znowu niewinnym głosikiem.
- Hmmm… Do tego miasteczka niedaleko nas? Po co?
- Eee… Podobno jest tam ładny las… no i w ogóle…- jąkał się piętnastolatek.
- Ech, no dobrze, dobrze, jeżeli ich rodzice się zgodzą.
- Spokojnie, zgodzą się. Dzięki! Wyjadę za… ten… - Zaczął liczyć coś na palcach- Za cztery dni, w piątek – Na nieco zdziwioną minę mamy dodał: - Wiesz, musimy omówić parę rzeczy i w ogóle…
- Louis! Za często powtarzasz ,, i w ogóle…”!- Pani Yearson automatycznie go poprawiła.
- Tak, oczywiście, mamo. Dobra, to idę do nich zadzwonić- Wybiegł z pokoju, uradowany. Poszło lepiej, niż się spodziewał, nie musiał nawet podawać powodu.
Szybko ubrał buty i wyszedł na dwór. Wybrał numer i chwilę czekał.
- Halo?
- Siema! Znalazłem niezły artykuł w gazecie. Pojechałbyś w piątek do Guant?
- Co? O czym ty mówisz? Do tej wiochy niedaleko nas? Po kiego grzyba?
- Kurde, daj mi powiedzieć! W gazecie napisali, że w lesie niedaleko tego Guant jakiś jubiler został brutalnie zamordowany. Wypruto mu flaki!- Christopherowi Stoksowi zdecydowanie nie spodobał się dobór słów kolegi, jednak od razu się podekscytował:
- Yea! No to super! Kiedy jedziemy?
- W piątek… Nie pytasz rodziców o zdanie?
- I tak się zgodzą. Dobra, to cześć… Ej, zaraz! Nick też jedzie? Aha… zaraz do niego przyjdziesz? To dobrze, do zobaczyska!
Louis poszedł do domu drugiego kolegi i szybko ustalił szczegóły godzinę spotkania w sprawie wyjazdu. Wszystko szło jak po maśle. Chłopiec z doświadczenia wiedział, że ,,banalny” początek oznacza niesamowity finał. Już pięć razy organizował podobne wyprawy, ale pierwszy raz był tak podekscytowany, bo nigdy dotąd nie chodziło o zabójstwo. Przeczuwał w kościach, iż stanie się coś… wręcz paranormalnego. Po prostu to wiedział.
W drodze powrotnej zastanawiał się nad swoimi poprzednimi wyjazdami. Hmmm… najpierw tajemniczy pająk wielkości paproci, następnie dziwna kradzież z hipermarketu, potem podziemna rzeka krwi, później duch kradnący metalowe przedmioty i wreszcie zupełnie niespodziewane zniknięcie ściany z mieszkania jego sąsiada. Jak na razie, za każdym razem wraz z kolegami znajdował jakieś logiczne wyjaśnienie, niczym Scooby-Doo na tropie potworów. Zarobił już na tym sporo pieniędzy, a jego rodzice nadal o niczym nie wiedzieli, więc można dalej kontynuować ,,proceder”. Niestety, to kiedyś musi się wydać, ale cóż… na razie nie ma powodów do obaw.


Cztery dni później siedział wraz z kolegami w autokarze, obserwując mijane widoki. Christopher po raz setny czytał artykuł w gazecie, mówiący o śmierci jubilera, a Nick Lerbs zastanawiał się, kto go napisał. Oczywiście, pod spodem podano autora, lecz chłopiec myślał o tym, iż jest trochę nieudolnie napisany, zapewne przez kogoś młodego. Louis machnął ręką na tę ,,zagadkę” – jego przyjaciel często zwracał uwagę na nieistotne sprawy.
Po kwadransie jazdy przestali się tym zajmować i zaczęli opowiadać sobie zabawne szkolne przygody. Cały czas wybuchali śmiechem, wprawiając w zdenerwowanie pasażerów. Nagle zdarzyło się coś strasznego.
Czarne auto zamiast wyminąć duży pojazd, skręciło prosto w jego bok. Rozległ się przeraźliwy krzyk, dźwięk rozdrobnionej na kawałki szyby i wgniatanej blachy. Autokar uderzył w drzewo, tracąc lusterka, nie wiadomo czemu zakręcił i runął w dół zbocza. Toczył się z ogromną prędkością, podskakując tudzież uderzając co chwilę o drzewa. Kawałki szkła kaleczyły pasażerów, odczepione fotele przygniatały do co chwilę zmieniających miejsce podłogi, ścian i sufitu. Ktoś wypadł przez okno, straszliwie wrzeszcząc, jednak został zagłuszony przez inne okrzyki bólu. Ciągłe obroty spowodowały mnóstwo wymiocin cały czas ,,pływających” po autokarze. Krew zalewała oczy, części pojazdu walające się w środku bez przerwy uderzały w nogi i głowę. Ludzie niemal latali obijając się o ściany i podłogę. Parę osób straciło przytomność albo nawet kończyny. Ostre krawędzie powyginanej blachy zrobiły swoje.
W końcu metalowy prostokątny i mocno zniszczony obiekt wyrżnął w wielki kamień. Chłopcy oraz kilku innych pasażerów wylecieli przez okna, po czym padli nieprzytomni na ziemię.

Louis otworzył oczy. Mrugnął kilkakrotnie, chcąc pozbyć się kurzu i pyłu. Podniósł lekko głowę. ,,Gdzie ja jestem, do cholery?” Podpierając się rękami, jakoś usiadł na pobliskim pniu. Jęknął głośno, czując pulsujący ból w skroniach. Pomasował obolałe nogi. Z przerażeniem stwierdził, że ma dłonie we krwi. Na jego łydce widniało długie paskudne rozcięcie, a ręce i brzuch również nie przedstawiały zbyt pięknego widoku: mnóstwo siniaków i niezagojonych jeszcze ran. Niemal całe jego ciało wręcz tonęło w owej strasznej, czerwonej cieczy. Potrzebował pomocy lekarskiej albo przynajmniej apteczki z autokaru, ale nie da rady przejść tych 15. metrów oddzielających go od zniszczonej maszyny.
Nie! Dosyć myślenie o sobie, czas zająć się innymi pasażerami! Czy Nick i Chris żyją? Czy oprócz niego ktokolwiek żyje? Zwlókł się z pnia i przeszedł parę kroków, po czym runął na ziemię. Ech! Na razie niewiele zdziała…
Chłopak usłyszał warkot silnika. Zdziwiony, obrócił lekko głowę. Zobaczył czarne auto z wgniecioną przednią częścią, które jechało prosto na niego! Jakimś cudem przeturlał się metr obok. Pojazd wyminął go z zawrotną prędkością, po czym przejechał po trzech osobach i runął w dół zbocza. Przerażony Louis wstał – nagle odzyskał siły i nie kręciło mu się w głowie. Chciał podejść do owych trzech pasażerów, ale spostrzegł wokół nich kałużę krwi oraz zmiażdżone głowy. Odwrócił się i zwrócił śniadanie, a z jego oczu popłynął wodospad łez. Łkał głośno, czując, że kolejna część zawartości żołądka podchodzi mu do gardła. Starannie omijając wzrokiem zmasakrowane ciała, podszedł do leżącego Nicka. Próbował go ocucić, lecz na próżno. Tracąc nadzieję, podniósł z ziemi butelkę wody. Wypił kilka łyków, po czym wylał resztę płynu na twarz kolegi. Ten zakrztusił się i otworzył oczy.
- Żyjesz!!! – wykrzyknął uradowany Louis. Jego przyjaciel dał radę wstać, mówiąc coś o sprawdzaniu pulsu. Spojrzał na rzeźnię wokół niego, otwierając szeroko oczy. Pokręcił przerażony głową i wspólnie zaczęli szukać Chrisa. Zajęło im to kilka minut.
Niesamowicie zapłakani już niemal pogodzili się z bolesną utratą, gdy zobaczyli Stoksa opartego po drzewo i przeżuwającego jakiegoś batona. Zaskoczeni, podeszli do niego i klepnęli mocno w głowę. On odskoczył z krzykiem.
- Co wam zachciewa się głupich kawałów?- spytał z wyrzutem. Koledzy bez słowa zaprowadzili go na teren masakry. Christopherowi zaparło dech w piersiach; nadgryziony batonik wypadł mu z ręki.
- Czy… czy oni żyją?- zapytał z przestrachem.
- Masz rację… Trzeba to sprawdzić.
Chodzili, co chwilę łkając głośno, od osoby do osoby. Nick sprawdzał puls.
- Nie żyje. Nie żyje. Nie ży… je… Nie ż…ż…y…j…j…e – coraz bardziej zrozpaczony Lerbs, sprawdzając kolejnych pasażerów. Nagle wykrzyknął: ,, Żyjeeeeee!!! Taaaaak!!! Ale… hmmm… bardzo krwawi. Chodźcie do autokaru po apteczkę”, po czym ruszył w stronę rozwalonego pojazdu. Ofiara niespodziewanie wyszeptała: ,, Pomóżcie mi” . Wstrząśnięci przyjaciele przyrzekli, iż to zrobią. Chwilę później byli w środku, widząc kolejne trupy. Głośno wzdychając, szukali. Gdzie ta przeklęta apteczka? Oni wszyscy potrzebowali natychmiastowej pomocy!
W tym momencie rozległo się kilka mrożących krew w żyłach wrzasków. Chłopcy z duszą na ramieniu natychmiast wyskoczyli z prostokątnego cmentarza i popędzili w dół. Jedyne, co zobaczyli, to kałuże krwi, w których leżały porozrywane ciała.
Stali w całkowitej ciszy, o wiele bardziej demonicznej niż krzyki. Oczy oraz usta mieli szeroko otwarte z absolutnego zaskoczenia i strachu. Po prostu nie mogli uwierzyć w to, co się stało. Ci ludzie zostali rozszarpani i to niemal na ich oczach, a oni nie mogli zupełnie nic poradzić. Po upływie paru minut odezwał się Nick:
- T…to niemoż…li…li…we… - wyszeptał, chowając głowę w dłonie. Chwilę później podniósł ją hardo do góry i syknął: - Bierzmy żarcie, apteczkę i wynośmy się stąd, zanim… ech… podzielimy ich los…
Chris i Louis nadal stali wpatrzeni w masakrę, jednak stres, szok i przerażenie podziałało na Lerbsa nieco inaczej – myślał tylko o rzeczach do zrobienia. Yearson wyszeptał tylko:
- No i mamy kolejną… kolejną cholerną zagadkę… - po czym znowu zaniósł się płaczem, ale ruszył z powrotem w stronę autokaru. Wszyscy bez słowa znowu weszli do środka i znaleźli wszelkie potrzebne artykuły. Christopher niemal się nie przewrócił na jakimś ciemnym przedmiocie… To pistolet! Pewnie wypadł któremuś pasażerowi z torby…
- Wezmę to… co prawda nie potrafię strzelać, jednak zobaczymy… - podniósł broń i po chwili wahania włożył do kieszeni – Ech, że też komórki nie mają w tym lesie zasięgu… Powinniśmy iść w górę, a potem wzdłuż drogi do pierwszych budynków i anten przekaźnikowych – dodał, starannie omijając czyjeś wymiociny na podłodze. Chwilę później przyjaciele byli już ponad 20 metrów za polem porozrywanych ciał. Przysiedli na moment, opatrzyli się, zmyli krew oraz bród wodą ze źródełka i ruszyli dalej.
Nadal w milczeniu szli w górę, co chwilę oglądając się za siebie, czy ich coś nie goni. Nick obmyślał plany, Chrisa nadal przerażała niedawna masakra, a Louis analizował poprzedzające ją fakty. Miał wrażenie, że kierowca czarnego auta był martwy, zanim jeszcze przywalił w autokar. Być może to Coś go zabiło… Ale po co? Chłopiec wszystko brał ,,na serio”, nie wierzył, by jakieś stworzenie zabijało dla zabawy, zawsze w ich działaniu widział jakiś cel. I jeszcze jedno: dlaczego samochód jechał, jakby przez kogoś kierowany i zabił trzy osoby? O co tu chodzi? Tu coś nie pasuje – to jest pewne w stu procentach.
Niespodziewanie Nick zobaczył coś dziwnego. Podszedł do wielkiego kamienia, zza którego wystawały futrzaste łapy. Wyjął pistolet, po czym ostrożnie zajrzał za głaz. ,, Jasna cholera” – stwierdził. Machnął ręką do kolegów, aby podeszli. Wszyscy z pewną dozą strachu i zdziwienia popatrzyli na wielkie, rozszarpane ciało niedźwiedzia. Jedna część była oddzielona od drugiej bardzo długim cięciem, w miejscu głowy widniała tylko pokiereszowana ,,szyja”, a wszystko obficie polane krwią i wnętrznościami. Jednak mimo wszystko – to nie człowiek, więc nikomu nie zachciało się już wymiotować, choć każdy był zdumiony siłą stworzenia, które go zabiło. To martwe zwierzę upewniło ich w przekonaniu, że Coś to niewiarygodnie groźny przeciwnik, przed którym można jedynie uciekać i nawet nie próbować go zabić. Wszyscy poczuli się jak Elen Ripley z filmu ,,Obcy – Ósmy pasażer Nostromo”, lecz nie mieli niestety statku, z którego mogliby zwiać i wysadzić.
Przeszli obok ciała, rozglądając się nerwowo. Przez kolejne kilkanaście minut znowu szli w milczeniu. Każdy z nich chciał coś powiedzieć, ale nie wiedział, od czego zacząć. Niespodziewanie Louis poczuł dziwny smród. Podążając za nim, podszedł do wielkiego dębu i spostrzegł na nim pewną ciecz. Wtedy wszystko stało się dla niego jasne.
- Oznacza swój teren… i prawdopodobnie zabija wszystko, co się na nim znajdzie – pociągnął głośno nosem i dodał: - Wynośmy się stąd… jak najszybciej! – Ruszył ze zdwojoną prędkością w górę. Dobrze zrobił, bo już chwilę później dało się słyszeć głośne warknięcie…
Nick z przerażenia aż wystrzelił w krzaki. Natychmiast przyłączył się do szaleńczego biegu kolegów. Potykając się co chwilę o kamienie i gałęzie pędzili tak przez parę minut, prawie nie czując zmęczenia czy bólu. W końcu zatrzymali się i odpoczywali na przewróconym konarze, a Lerbs celował drżącymi rękoma po krzakach oraz zaroślach. To, co przestało być ekscytujące, stało się bezwzględną walką o przeżycie.
,,Znowu śmierdzi. Cholera, że też nie potrafię odczytywać tych zapachowych znaków” – pomyślał Louis. Napili się wody z butelek, po czym ruszyli w dalszą drogę, w nieco mniejszym tempie. Choć słońce jasno świeciło, przyjaciele mieli wrażenie, że las jest mroczny, a w każdym jego zakamarku kryje się zagrożenie…
Louis obejrzał się do tyłu, gdy usłyszał dziki ryk. Wtedy powietrze przeszyła czerwona błyskawica, a on sam runął na ziemię, przygnieciony przez Coś. Wbiło mu pazury w pierś i nogi, następnie mocno pociągnęło. Rozległ się wrzask bólu, po czym oblane krwią części ciała Yearsona uderzyły o ziemię.
- NIEEEEEEEEEEEEEEEEEE!!! – dał się słyszeć wspólny krzyk rozpaczy Nicka i Chrisa. Wodospad łez popłynął z ich oczu, padli na kolana i dalej płakali. Jakoś powstrzymali odruch wymiotny, ale wręcz krztusili się od kaszlu i szlochu. Ich życie w tym momencie niemalże straciło sens, długoletni przyjaciel zginął, w tak straszliwych okolicznościach, i do w dodatku na ich oczach.
Nagle pośród czarnej pustki świadomości Lerbsa pojawiło się światełko, które mówiło: ,,Nie pozwól, żeby ten bydlak was zabił! Zastrzel go!”. Chłopiec drżącymi rękoma wycelował w potwora, już szykującego się do skoku. Wypalił. Bestia znowu dziko ryknęła, oberwawszy w głowę i poleciała do tyłu, uderzając w drzewo. Na chwilę przestał płakać, wstał, podszedł do ledwo żywego leżącego zabójcy, po czym wypalił maszkarze kilka razy w pierś. Krew rozbryzgnęła się mu na ręce, jednak on nie zwrócił na to uwagi. Zabił z zimną krwią, co z pewnością przeraziłoby go w innej sytuacji. W ogóle go to nie obchodziło, myślał tylko o martwym Louise. Znowu zaczął się krztusić z powodu płaczu. Nie mógł już wytrzymać tego bólu po jego stracie, ta cała sytuacja go przerastała…
Nie! Teraz musi iść naprzód, nie może się zatrzymywać! Musi dojść do jakiegoś miejsca z zasięgiem, musi wezwać pomoc, musi wyjaśnić tę cholerną zagadkę, po prostu musi!
Próbując powstrzymać płacz, podszedł do Chrisa i lekko uderzył w ramię. Ten nawet się nie odwrócił. Nick powiedział:
- Musimy iść.
- Ale… Louis… on…on…
- On nie żyje – odparł, siląc się na beznamiętny ton, choć sam chciał usiąść i wybuchnąć płaczem – I już w żaden sposób nie może nam pomóc. On chciałby, żebyśmy kontynuowali wyprawę.
- Tak… tak mówią w każdym filmie – rzekł Stoks z leciutkim uśmiechem. Powoli wstał i coraz ciszej płacząc, dodał: - Masz rację, trzeba… ściągnąć pomoc i zorganizować porządny… porządny pogrzeb tym ludziom. Ale… należy… oddać ostatni hołd Louisowi – Przez chwilę zawodził żałośnie, następnie obaj uklęknęli niedaleko rozszarpanego ciała kolegi i powoli spuścili głowy. Dla każdego z nich to była rzecz niewiarygodna, żeby w pół godziny ich życie zmienił się w koszmar. Na szczęście ta poczwara już zginęła, ten horror się skończył.
Kilka minut później wstali z klęczek i dopiero wtedy zainteresowali się wyglądem potwora. Przypominał z wyglądu ogromnego owada. Miał jakieś 2 metry długości. Jego głowa, wielkości piłki do koszykówki, posiadała szczękoczułkopodobne wyrostki. Jeżeli posiadał jakiekolwiek narządy słuchu, węchu czy wzroku chłopcy nie mogli ich rozpoznać. Do torsu miał przyczepione cztery ręce z trzypalczastymi ,,dłońmi”, a oprócz nich dwie kończyny zakończone długim kolcem. Posiadał rozdwojony ogon, najeżony dziwnymi wypustkami. Całe ciało pokryte miał pokryte prawdopodobnie mocnym chitynowym pancerzem. W sumie bardzo trudno stwierdzić, co było jego ,,rękami” czy ,,nogami”. Ciężko również orzec, jakim cudem owad oznaczał swój teren, tak, że czuli to nawet ludzi oraz to, dlaczego nie żyje w większej grupie, jak np. mrówki.
Chłopcy popatrzyli z obrzydzeniem na ciało tego Czegoś, zrobili przegląd swojego inwentarzu i ruszyli w dalszą drogę, cały czas cicho łkając. Ponownie szli w milczeniu i znowu każdy chciał coś powiedzieć, ale nie wiedział, od czego zacząć. Nicka przeraziło to swoiste déjà vu... Tak właściwie, to nic się nie zmieniło. Dalej ćwierkają ptaki, mały strumyczek nie przestał płynąć, termity chodzą po drzewie, małe zwierzątka umykają przed brudnymi i rannymi chłopcami… Lerbs naprawdę dopiero teraz uświadomił sobie, że ludzie nie są tacy… niesamowici czy szczególni. I ich można upolować, i każdy człowiek kiedyś stanie się zwykłym nawozem dla ziemi… A i tak niewielu zauważy tę zmianę. Świat nie zmieni swojego nastawienia, wszystko nadal będzie toczyło się swoim torem. Właśnie to było dla Nicka niepojęte i… przerażające, z jaką łatwością Ziemia przyjmuje czyjąś śmierć… a nawet dziesiątki śmierci. To nie ma dla niej najmniejszego znaczenia.
- ,,Ale mamy szczęście” pomyślałem, kiedy okazało się, że jak jedyni przeżyliśmy i do tego zachowaliśmy przytomność. Jednak teraz… - Chris westchnął – Chyba wolałbym stracić życie niż przeżywać cały ten koszmar.
- Ja tak samo… Ale ten bydlak nie żyje, więc już nie mamy czym się martwić – pocieszył go Nick.
Jakby chcąc zaprzeczyć jego słowom, chwilę później dał się słyszeć przedśmiertny krzyk umierającego zwierzęcia i zapadła martwa cisza. Koledzy popatrzyli po sobie, przerażeni. Tych stworów jest więcej!
Lerbs natychmiast przeładował pistolet i ruszył biegiem przed siebie. Ten horror chyba już nigdy się nie skończy! Miał wrażenie, że ktoś cały czas szepcze mu do ucha zdanie z jakiegoś filmu: ,, Człowiek nie jest w stanie z tym walczyć, nie może nawet o tym myśleć…” Znowu bez słowa mijali kolejne metry dzielące ich od ulicy. Wszystko po raz kolejny się powtarza!
Niespodziewanie usłyszeli dziwny dźwięk. Zdumieni spojrzeli w górę. Nad wierzchołkami drzew zawisł policyjny helikopter! Ktoś spytał się przez megafon:
- Widzieliście wypadek autokaru? – Uradowani chłopcy odkrzyknęli: ,,Jesteśmy jego pasażerami! Tylko my przeżyliśmy!”, na co głos odparł:
- Niestety, nie możemy tu lądować, ale spuścimy wam drabinkę sznurkową.
Warkot wirnika zagłuszał niemal wszelkie inne dźwięki, więc nikt nie usłyszał wystrzału. Chwilę później uszczęśliwieni przyjaciele zobaczyli zbliżającą się do maszyny rakietę. Chcieli krzyknąć, lecz głos ugrzązł im w gardle. Patrzyli teraz tylko z bezradnością i zgrozą. Pocisk uderzył w kadłub śmigłowca. Eksplozja rozerwała go na kawałki, które rozleciały się na wszystkie strony. Wybuch rzucił ich na ziemię, fragmenty pojazdu minęły ich o centymetry. Chłopcy wstali, otrzepali się z brudu i z niedowierzaniem spoglądali w niebo. Nick powiedział drżącym głosem:
- Jeżeli ten potwór umie obsługiwać Stingera, to nie mamy żadnych szans… - Mimo zdumienia i strachu Chris popatrzył zdziwiony na kolegę, a ten dodał: - Cholera, skąd w lesie wyrzutnia rakiet działających na podczerwień, stosowana przez wojsko do zestrzeliwania śmigłowców i samolotów? Tu coś śmierdzi!
Dym pozostawiony przez pocisk szybko się rozwiewał, lecz Lerbs zdążył zauważyć, skąd rakieta została wystrzelona.
- Musimy iść po skosie, jak najdalej od tamtego miejsca. Obawiam, się, że – Głośno przełknął ślinę – Ten, który rozwalił helikopter, spróbuje zabić również nas – Z przestrachem rozejrzał się wokoło. Nie dość, że w każdej chwili może zabić ich któryś z potworów, to jeszcze ścigają ich uzbrojeni ludzie! Ten horror stawał się coraz bardziej nie do zniesienia, ich sytuacja pogarszała się z sekundy na sekundę… I do tego nic się jeszcze nie wyjaśniło… Ech, przeogromna szkoda, że Louis już nie żyje.
Nie ma jednak czasu na myślenie! Przyjaciele szybko napili się wody i biegiem ruszyli na skos w górę. Prawie w ogóle nie czuli zmęczenia, adrenalina dodawała im sił jak nigdy dotąd. Jeśli las wcześniej wydawał się im mroczną pułapką, w której za każdym drzewem czai się Coś, to teraz absolutnie wszędzie widzieli uzbrojonych mężczyzn w towarzystwie mnóstwa potworów. W dodatku znowu coś śmierdziało, czyli po raz kolejny znaleźli się na terenie jednego ze stworów.
Biegli tak już kilkanaście minut, gdy rozległa się pierwsza seria z automatu. Pociski uderzyły w drzewa, tuż obok chłopców. Zanim przyjaciele zdążyli zareagować, rozległy się kolejne strzały. Obaj padli na ziemię; Chris ledwo przeżył, ale Nick dostał w głowę – nie miał żadnych szans. Stoks nie widział ciała kolegi, nie był w stanie nawet otworzyć oczu, jednak wszystko słyszał. Starał się nie zwracać uwagi na potworny ból przeszywający klatkę piersiową, chciał usłyszeć rozwiązanie zagadki.
Z krzaków wyłoniło się pięciu mężczyzn w żołnierskich mundurach z AK-47 w pogotowiu. Popatrzyli na dwa – jak im się wydawało – trupy i rozejrzeli się wokoło, słysząc jakiś dźwięk. Jeszcze jedna seria przeszyła powietrze, ktoś strzelał po krzewach, próbując trafić Coś. Najstarszy z grupy rzekł:
- Dobra robota, pozbyliśmy się wszystkich niewygodnych świadków. Teraz tylko wystarczy oczyścić ten las z pozostałych trzech cholernych eksperymentów – ostatnie słowo powiedział z sarkastycznym uwielbieniem, jakie to często słyszał w głosie naukowców – Cóż, sprawdź ich, w razie wyczucia pulsu wiesz, co robić – zwrócił się do jednego z mężczyzn. Ten podszedł do Nicka, sprawdził – nic. Wtedy udał się w stronę drugiego chłopca.
W ostatnich chwilach swojego życia Chris poczuł palce żołnierza na przegubie oraz ułowił uchem jego głos: ,,Pa, pa!”. Następnie usłyszał strzał, na ułamek sekundy poczuł ostry ból, po czym na zawsze pogrążył się w spokoju i ciszy.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kopiko
Kolonista



Dołączył: 28 Gru 2010
Posty: 364
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Śląsk
Płeć: Will

PostWysłany: Sob 16:35, 05 Mar 2011    Temat postu:

hmm nawet fajne, ale nadal nie wiem co znajdowało się w tej paczce...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
KacperW
Kolonista



Dołączył: 24 Sty 2011
Posty: 714
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław
Płeć: Will

PostWysłany: Sob 16:38, 05 Mar 2011    Temat postu:

Zauważ, że nie ma to żadnego znaczenia w tym opowiadaniu. Jeżeli tak Ci zależy, powiem Ci, iż ten jubiler chciał gdzieś w lesie schować różne dowody swoich przekrętów.

Ostatnio zmieniony przez KacperW dnia Sob 16:54, 05 Mar 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kopiko
Kolonista



Dołączył: 28 Gru 2010
Posty: 364
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Śląsk
Płeć: Will

PostWysłany: Sob 16:41, 05 Mar 2011    Temat postu:

wiem że nie ma znaczenia ale i tak i tak nie dawało mi to spokoju...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Doti
Górnoziemiec



Dołączył: 04 Lut 2011
Posty: 75
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Rebeka

PostWysłany: Sob 18:39, 05 Mar 2011    Temat postu:

Fajne! Trochę błędów interpunkcyjnych znalazłam, lecz całokształt jest genialny.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Brisingr
Górnoziemiec



Dołączył: 14 Maj 2011
Posty: 35
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdańsk
Płeć: Will

PostWysłany: Nie 13:38, 15 Maj 2011    Temat postu:

Fajna historia, taka mroczna i masakryczna.
Bardzo dobra ;)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ludek x]
Górnoziemiec



Dołączył: 29 Gru 2011
Posty: 229
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Pustki
Płeć: Will

PostWysłany: Pon 23:57, 12 Mar 2012    Temat postu:

Mi sie podoba, ciekawie napisane;)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Prace Pisemne Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo

Elveron phpBB theme/template by Ulf Frisk and Michael Schaeffer
Copyright Š Ulf Frisk, Michael Schaeffer 2004


Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin