FAQ Użytkownicy Grupy Galerie Rejestracja Zaloguj
Profil Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości Szukaj

Moje opowiadanie

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Prace Pisemne
Autor Wiadomość
White Collar
Górnoziemiec



Dołączył: 01 Cze 2015
Posty: 91
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Rebeka

PostWysłany: Wto 19:36, 28 Lip 2015    Temat postu: Moje opowiadanie

No więc postanowiłam wstawić tu swoje opowiadanie. Akcja dzieje się w Kolonii po wydarzeniach opisanych w "Finale". Nie użyłam imion bohaterów, ale chyba łatwo domyślić się, o kogo chodzi. Jeśli nie, to może nawet lepiej...


Drzwi kawiarni uchyliły się, skrzypiąc cicho i do środka weszła Kolonistka ubrana w długą, brązową sukienkę. Rozejrzała się po ciemnym pomieszczeniu. Nie zauważyła nikogo z obsługi, prawie wszystkie stoliki były puste. Zatrzymała spojrzenie na mężczyźnie, siedzącym w najdalszym kącie sali. Palił fajkę i próbował skupić się na gazecie, którą trzymał przed sobą, co chyba nie bardzo mu wychodziło.
- Dzień dobry. Mogę? - zapytała z wahaniem.
Kolonista skinął głową i złożył gazetę. Odsunęła krzesło i zajęła miejsce naprzeciw niego.
- Który to już raz pana tu spotykam? - ciągnęła z lekkim uśmiechem. - Chyba szósty. Często pan tu przychodzi?
- Tak. Nie lubię siedzieć w domu. Zbyt wiele wspomnień... - zaciągnął się dymem z fajki.
Spojrzała na niego ze zrozumieniem. Na chwilę zapadło między nimi milczenie.
- Wciąż nie mogę uwierzyć, ile się ostatnio zmieniło. - stwierdziła kobieta, pragnąc przerwać ciszę.
- Tak. I, prawdę mówiąc, ciągle nie wiem, co o tym myśleć. - westchnął ciężko.
Zastanawiał się, czy powinien mówić o tym z tą nieznaną skądinąd osobą. "A z kim?", przeszło mu przez myśl. Teraz już i tak było wszystko jedno.
- Widzi pani, zasady, dla których pozwoliłem umrzeć swojemu najmłodszemu dziecku - zostały zniesione. Porządek, z powodu którego nie chciałem mieć nic wspólnego ze swoją żoną i najstarszym synem - upadł. Teraz ona nie żyje, mój drugi syn również, a ten, który został nie chce mnie znać. - uśmiechnął się gorzko. - I wie pani, co? Pytanie, którego nie dopuszczałem do siebie przez czternaście lat, ostatnio nie daje mi spokoju: Czy było warto? - zapatrzył się w przestrzeń.
Kolonistka przyjrzała się uważnie swemu rozmówcy. Był w mniej więcej tym samym wieku, co ona. Jego oczy były mocno podkrążone, wyglądał na zmęczonego.
- Ze mną było inaczej. Ja postępowałam wbrew prawu. Ale moje życie również nie ułożyło się najlepiej. Moja córka zniknęła, kiedy miała dziewięć lat. Niewiele wcześniej dowiedziałam się, że zginął jej ojciec. Ja sama żyłam w ciągłym strachu przed wygnaniem. - jej wzrok zasnuła mgła wspomnień.
Mężczyzna stwierdził, że choć wokół jej oczu pojawiły się już zmarszczki, jej twarz wciąż nosiła ślady dawnej piękności.
- Niedawno usłyszałam, że oboje jednak wtedy przeżyli. I kiedy prawo, przeciwko któremu walczyli, wreszcie przeminęło - nie wiem, gdzie oni są, czy w ogóle jeszcze żyją i prawdopodobnie nigdy się nie dowiem. I jedyne, co mi zostało, to to.
Drżącą ręką sięgnęła do torebki i wyjęła z niej maleńką szklaną buteleczkę - flakonik perfum.
- I ja również zastanawiam się nad jednym: Czy było warto?
To pytanie zawisło nad każdym z nich, gdy siedzieli w przytłumionym blasku kul świetlnych. Oboje próbowali sobie na nie odpowiedzieć.
"Nie", stwierdził Kolonista i pochylił głowę.
"Tak", pomyślała kobieta i rozjaśniła się nieco, spoglądając w przeszłość, wracając do nielicznych chwil, które były jej tak drogie. Nie było ich wiele, lecz wiedziała, że, bez względu na wszystko, nikt nie może jej ich odebrać.


Ostatnio zmieniony przez White Collar dnia Pią 22:22, 02 Paź 2015, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
White Collar
Górnoziemiec



Dołączył: 01 Cze 2015
Posty: 91
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Rebeka

PostWysłany: Czw 13:38, 27 Sie 2015    Temat postu:

Zapomniała o otaczającym ją świecie.
Znowu była sześcioletnią dziewczynką. Znajdowała się w kuchni, w domu, w którym się wychowała. Siedziała na krześle, machając nogami w powietrzu i obserwując, jak jej matka przygotowuje kolację.
- Mamo, czy Styksowie mają żony? – zapytała. – Bo nigdy ich nie widziałam.
Kobieta wydawała się zaskoczona tym pytaniem. Spojrzała z niepokojem na okno, jakby bała się, że ktoś może je usłyszeć.
- No… Chyba tak. Żeby mieć dzieci. – stwierdziła niepewnie.
- To dzieci też mają? – oczy dziewczynki rozbłysły.
Kolonistka wyglądała na coraz bardziej zbitą z tropu.
- Nie wiem. Chyba muszą je mieć, żeby ich rasa przetrwała.
Jej córka już miała zapytać, skąd właściwie biorą się dzieci, kiedy na twarzy kobiety odmalowało się przerażenie.
- Molly, nie zadawałaś takich pytań żadnemu ze Styksów, prawda?
- Nie. A powinnam?
- Broń Boże! – zawołała jej matka i odetchnęła głęboko. –Idź się pobawić, dobrze? – dodała już nieco spokojniejszym tonem, po czym wróciła do przerwanej pracy.
Molly opuściła nieśpiesznie pomieszczenie. Wychodząc słyszała, jak Kolonistka mruczy pod nosem coś o ciekawości i Piekle.
Styksowie zawsze bardziej ją intrygowali niż przerażali. Gdy mijała ich na ulicy, przyglądała im się uważnie. Wpatrywała się w ich nieodgadnione twarze i zastanawiała, czy są choć trochę podobni do niej.
Molly dorastała ze swoją siostrą, Edith, w niewielkim, ale zadbanym domu w Południowej Jaskini. Pochodziły z cieszącej się szacunkiem i dobrą opinią rodziny Wiernych. Edith popełniła więc swego rodzaju mezalians, wychodząc za człowieka, który z wyglądu mógłby uchodzić za zwykłego Górnoziemca. Rodzice dziewcząt patrzyli na to krzywym okiem, natomiast Molly była bardziej wyrozumiała dla swojej siostry. Zwłaszcza po tym, co sama później zrobiła…
Kiedy dorosła, zatrudniła się w Garnizonie Styksów jako sprzątaczka, przy czym zrobiła to ze względu na miejsce, a nie sam zawód. Miała nadzieję, że dowie się dzięki temu czegoś więcej o Styksach. Szybko się jednak rozczarowała. Garnizon okazał się budynkiem prostym i surowym zarówno na zewnątrz, jak i wewnątrz, Styksowie zaś nie zwracali na nią większej uwagi i nie dopuszczali jej do swych tajemnic.
Pewnego dnia, idąc jednym z korytarzy, natknęła się na kilku Graniczników. Ich oddziały prawie codziennie przewijały się przez Garnizon, składając jakieś raporty i przyjmując jakieś zlecenia (Molly nie wiedziała na ten temat nic konkretnego). Zerknęła na jednego z tych, których właśnie mijała. Ich spojrzenia spotkały się.
Granicznicy wydawali jej się jeszcze bardziej nieludzcy, niż Styksowie, których widywała w Kolonii. Ich oczy były zimne i puste, jak oczy martwej ryby. Oczy tego jednego były inne. Przenikliwe. On myślał. Zauważyła to w ciągu sekundy. Później spuściła wzrok i przyśpieszyła kroku, próbując uspokoić serce, które zaczęło jej jakoś dziwnie bić.
Po jakimś czasie, kiedy po skończonej pracy miała wyjść z Garnizonu, znowu go spotkała. Stał obok drzwi. Zobaczył ją i rozejrzał się dookoła. Upewnił się, że w pobliżu nie ma nikogo, po czym otworzył je przed nią.
Każdy inny Styks udawałby, że jej nie widzi albo oddalił się. W ich mniemaniu była przecież tylko nic nie znaczącą Kolonistką.
Przez moment Molly stała w miejscu, zdumiona tak jawnym okazaniem sympatii. Zaraz jednak oprzytomniała i wyszła, grzecznie dziękując.
Przez całą drogę myślała o tym, co zaszło. Kiedy wróciła do domu, doszła do wniosku, który był tak absurdalny, że zaśmiała się mimo woli. Była zakochana w Styksie!... Kolejna myśl sprawiła, że kobieta musiała usiąść. Z wzajemnością?...
Następne miesiące były chyba najdziwniejszym, ale i najpiękniejszym okresem w jej życiu.
Póki nie odkryła, że jest w ciąży.
Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, co się stanie, kiedy dowiedzą się o tym Styksowie. On zostanie rozstrzelany, ona wygnana do Interioru, dziecko zabite. Za każdym razem, gdy słyszała w kościele zdanie „Czystość rasy to świętość”, robiło jej się słabo ze strachu.
Na szczęście Granicznik, którego poznała wkrótce ją odwiedził (sobie tylko znanym sposobem raz na jakiś czas potrafił przyjść do niej niezauważony). Opowiedziała mu o wszystkim. Nie wyglądał na przerażonego, przeciwnie, był bardzo spokojny, jak zawsze zresztą. Stwierdził, że sytuacja jest poważna, lecz nie beznadziejna. Razem udało im się wymyślić plan, który miał – niewielką co prawda – szansę powodzenia.
Molly zaczęła symulować chorobę, z powodu której musiała porzucić pracę w Garnizonie i przeprowadziła się do siostry, żeby nie zostać bez opieki. Edith oczywiście została we wszystko wtajemniczona. Na początku była zszokowana i zgorszona, ale ostatecznie zgodziła się pomóc. Tak więc w mniej więcej tym samym czasie zaczęła udawać ciążę. Miała już dwójkę dzieci, więc nikogo to nie dziwiło. Kiedy Molly urodziła dziecko, wszyscy byli pewni, że to córka Edith. Gdy ona sama „wyzdrowiała”, nie wróciła już do Garnizonu, tłumacząc, że jest zbyt słaba, by myć podłogi i zamiatać. Zamiast tego rozpoczęła pracę w niedalekiej perfumerii.
Kobieta dokładnie pamiętała chwilę, kiedy siedziała w łóżku, trzymając na rękach Elliott (tak nazwano dziecko), która wpatrywała się w nią swymi ślicznymi, wielkimi oczyma. Obiecała sobie wtedy, że zrobi wszystko, żeby ją chronić.
Przez dłuższy czas nie było większych problemów. Elliott zawsze była cicha i zdyscyplinowana, więc wszyscy się do niej przyzwyczaili. Wyglądem nie różniła się zbyt drastycznie od swego przybranego rodzeństwa, które również miało mieszaną urodę. W każdym razie tak było na początku. Później coraz bardziej było widać, że jest szczuplejsza i ma ciemniejsze włosy niż powinna. Na szczęście nikt się tym za bardzo nie interesował. Życie w Kolonii nie jest łatwe i ludzie mają własne problemy. Uwagę Styksów natomiast w większości pochłaniała ucieczka Sary Jerome. Miała ona miejsce, kiedy Elliott była w wieku czterech lat i wywołała sensację, jakiej dawno nie było w podziemnym mieście.
Molly zamieszkała w pobliżu, więc mogła często widywać się z córką (oficjalnie: siostrzenicą). Starała się jednak nie wzbudzać podejrzeń. Chciała wyglądać na zwykłą Kolonistkę, która, nie mając własnej rodziny, utrzymywała kontakt z siostrą. Poza tym zwykle była miłą i czarującą osobą. Równie łatwo przychodziło jej udawanie miłej i czarującej osoby…
Ojciec Elliott odwiedzał ją kiedy mógł, czyli niezbyt często. Raz podczas takiej wizyty powiedział do niej kilka słów w zgrzytliwym języku Styksów. Molly skrzywiła się mimowolnie. Dziewczynka natomiast uśmiechnęła się lekko i pokiwała głową.
- Co jej powiedziałeś?
- Zapytałem, czy mnie pamięta. – wyjaśnił.
Molly dziwił nieco fakt, że znajomość języka może być cechą wrodzoną. Nigdy jednak się nad tym dłużej nie zastanawiała. Nie rozumiała wielu rzeczy i, w swoim przekonaniu, nie musiała rozumieć.
Potem wszystko zaczęło się psuć.

- Przepraszam, ale chyba powinienem już iść. Dziękuję, że dotrzymała mi pani towarzystwa.
Ocknęła się z zadumy. Mężczyzna, który siedział naprzeciw niej w kawiarni właśnie zbierał się do wyjścia. Była wdzięczna, że jej przerwał, bo już miała wrócić myślami do tygodni, których naprawdę nie lubiła wspominać, a niestety często jej się to zdarzało.
Wstała, pożegnała się z nim i sama również wróciła do domu, do życia, które teraz prowadziła.
I do głupiej nadziei, że może…kiedyś…




Tekst (C) White Collar
Wszelkie prawa zastrzeżone. Żadna część tej publikacji nie może być kopiowana, powielana, przekazywana lub wykorzystywana w jakiejkolwiek innej formie bez uprzedniej zgody Autora.


Ostatnio zmieniony przez White Collar dnia Czw 13:39, 27 Sie 2015, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Prace Pisemne Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo

Elveron phpBB theme/template by Ulf Frisk and Michael Schaeffer
Copyright Š Ulf Frisk, Michael Schaeffer 2004


Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin